Bjornebo-Svalbard, wyprawa narciarska na daleką północ
Arktyczne, zamarznięte krajobrazy, lodowate fiordy, niedźwiedzie polarne... Tak właśnie wyobrażałem sobie Svalbard, miejsce, o odwiedzeniu którego marzyłem już od kilku lat, ale nigdy tak naprawdę nie brałem go pod uwagę. Wynikało to z tego, że dotarcie tam i jazda na nartach były zbyt skomplikowane. Zmieniło się to w zeszłym sezonie w trakcie dyskusji z dobrym przyjacielem, kiedy ponownie o tym wspomniałem. Usłyszałem od niego: "pamiętasz Seba Varleta, był z nami w liceum, zna tam kogoś i jedzie w maju. Myślę, że szuka innych narciarzy...".
Kilka wiadomości i telefonów później, zdobyłem bilety lotnicze i byłem gotowy dołączyć do Seba i 2 innych profesjonalnych narciarzy, filmowca i kilku miejscowych i odkryć legendarny Svalbard.
Seb Varlet, Tao Kreibich i David Deliv, 3 utalentowanych narciarzy, którzy rywalizowali we Freeride World Tour. Corentin Croisonnier, filmowiec i fotograf. Arthur Garreau, nasz lokalny kontakt i przewodnik, obecnie mieszkający i pracujący tam jako badacz. Nil, Philipp i Erlend uzupełniali zespół jako lokalni przewodnicy.
Gdy tylko zbliżyliśmy się do lądowania w Longyearbeen, wszyscy byliśmy już zdumieni pięknem tego miejsca, spokojem, nietkniętą przyrodą. Wszystko to już przekroczyło moje wyobrażenia. Zebraliśmy się całą ekipą na kolację, aby poznać się nawzajem i omówić nasz plan na kolejne dni.
Nasz początkowy plan został szybko zmodyfikowany. Zaplanowaliśmy podróż zbyt daleko i zbyt ryzykownie, zwłaszcza biorąc pod uwagę niepewność pogody. Postawiliśmy na plan B: 5 dni podróży na południe Svalbardu w pełnej autonomii, między lodowcem a oceanem. Naprawdę ekscytujący projekt, ale wiążący się z wieloma wyzwaniami!
Temperatury jakich doświadczyliśmy oscylowały między -20 a -30°C. Teoretycznie nie jest niczym niezwykłym jazda na nartach w takich warunkach, ale kiedy spędzasz kilka dni i nocy na zewnątrz, śpisz w namiocie, jeździsz na nartach przez wiele godzin, wszystko staje się wyzwaniem. Wszystko zamarza: pasta do zębów, woda, jedzenie, krem do opalania, baterie do drona/telefonu.
Noce były jasne i krótkie. Oprócz ujemnych temperatur, o tej porze roku słońce nigdy nie zachodzi na Svalbardzie, a nocna obserwacja niedźwiedzi polarnych jest konieczna, aby uniknąć wypadków. Co godzinę jeden z nas musiał się budzić i pilnować obozu na wypadek, gdyby ciekawski niedźwiedź polarny zbliżył się do nas. Na taki wypadek byliśmy wyposażeni w pistolet na flary i karabin, głównie po to aby je przestraszyć i zmusić do ucieczki z obozu. Każdego roku na Svalbardzie zdarza się kilka incydentów z niedźwiedziami polarnymi, bardzo niewiele z nich jest poważnych. My na szczęście nie zauważyliśmy żadnego niedźwiedzia w pobliżu obozu.
Warunki śniegowe były niezwykle trudne, na wyspie cały czas wieją silne i zimne wiatry, a biorąc pod uwagę zimno, na Svalbardzie śnieg nie pada zbyt często. W rzeczywistości białe, nietknięte szczyty, które podziwialiśmy, były pokryte zwykłym lodem. Rzadko mogliśmy znaleźć dobry śnieg, co też skutkowało tym że musieliśmy postępować wyjątkowo ostrożnie. Natura na Svalbardzie zawsze przypomina o zachowaniu pokory, każda kontuzja może szybko zamienić się w koszmar. Najbliższy szpital znajduje się w Tromso (Norwegia), dobre 4 godziny jazdy skuterem śnieżnym + 1h30 lotu samolotem. Oczywiście możesz liczyć tylko na siebie, ponieważ nie ma możliwości kontaktu telefonicznego. No i pamiętajmy o tym, że nie chcesz być unieruchomiony przez -25 ° C podczas kontuzji.
Zabrałem ze sobą moje najbardziej wszechstronne narty: Havoc 110 z lekkimi wiązaniami, ponieważ nie miałem pojęcia, jakie będą warunki, a planowaliśmy długie podejścia. Zdecydowanie nie znaleźliśmy puchu, ale narta jest tak godna zaufania i wszechstronna, że czułem się bezpiecznie. W takich misjach naprawdę świetnie jest mieć najlepszy sprzęt, któremu można zaufać. W pewnym momencie byłem na tyle pewny siebie, że spróbowałem nawet małego tricku w puchu.
Wyzwania związane z warunkami panującymi na Svalbardzie sprawiły, że te kilka linii, które mogliśmy pojeździć na nartach, były jeszcze bardziej satysfakcjonujące. Niesamowita przyroda wokół nas, ekipa, która stała się grupą przyjaciół i życie w obozie to była prawdziwa przygoda. Przygoda, której nigdy nie zapomnę.
Wróciliśmy do Longyearbyen po tych 5 dniach na ziemi niczyjej, wyczerpani, głodni i szczęśliwi, że w końcu mogliśmy wziąć prysznic. Nadszedł czas, aby opuścić to magiczne miejsce i zakończyć sezon w świetnym stylu.
Produkty MAJESTY używane podczas wyprawy:
Havoc Carbon
3699,00 zł
Wiązania R13 Evo
2999,00 zł
Foki Super (klej hot-melt)
749,90 zł
Kije Freeride Ti 2p
459,00 zł